sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział 15 cz. II


Dagmara:

Ostatnie muśnięcie błyszczykiem i jestem gotowa. Ubrałam się normalnie, tak żeby rodzice nie mieli pretensji co do mojego wyglądu. Poproszę Andrzeja w drodze by stanął i tam się przebiorę w coś bardziej imprezowego. Wpakowałam do torby co trzeba i rzeczy do przebrania na sam wierzch.
Zasunęłam bagaż i usłyszałam dzwonek do drzwi, które otworzyła moja mama. Bardzo lubiła Wronkę i chyba puściła mnie tylko dlatego, że to on ją prosił. Usłyszałam jakieś rozmowy na dole, szybko jeszcze weszłam do mojej łazienki. Spryskałam włosy lakierem i skorzystałam z ubikacji.
Nie mogę się doczekać imprezy, tym bardziej, że jesteśmy z Wroną w jednym namiocie. Tak, podkochiwałam się w nim jeszcze kiedy przesiadywał z całą paczką u Laury, w naszym domu. Możliwe, że nadal coś do niego czuje. No, ale cóż, zawsze pozostaje różnica wieku, której raczej nie zmniejszę. Zresztą dziewczyny by mnie zabiły. Stałam tak w toalecie i wpatrywałam się w lustro, dopóki nie usłyszałam chrząknięcia z tyłu. Przestraszyłam się i to bardzo.
- Pięknie wyglądasz. – Powiedział swoim nieprzeciętnym głosem Andrzej.
- Proszę cię, ja tak nie idę. Za Warszawą staniemy gdzieś, a ja się przebiorę. Rodzice by mnie w innym stroju nie puścili. – Odpowiedziałam.
- Ja miałem na myśli ogół, strasznie wyładniałaś od czasu kiedy cię ostatnio widziałem. Stałaś się bardziej kobieca i w ogóle. – Zlustrował mnie wzrokiem od góry do dołu, a ja emanowałam endorfinami. Serce mi się radowało niczym matce, która usłyszała pierwsze słowo wypływające z ust jej dziecka. Starałam się jak najbardziej to ukryć, ale chyba zrobiłam się czerwona jak burak. W sumie jestem przyzwyczajona do takich komplementów, ale niewypowiadanych z ust Andrzeja. Spuściłam głowę w dół i wyszłam z łazienki.
- To co jedziemy? – Spytałam równocześnie biorąc mój bagaż na ramię.
- O nie, nie, nie! Taka piękna kobieta nie może dźwigać ciężarów. – Odebrał torbę z moich rąk.
- Oj Wroncia, Wroncia, nie kadź tyle! – Powiedziałam wesoło i wyszłam z mojego pokoju co zrobił również i on.
Jak najszybciej pożegnałam się z rodzicami, Endrju schował moje rzeczy do bagażnika jego BMW i wsiedliśmy do auta.
- Ja ci nie kadzę, ja ci słodzę, bo tylko słodkim dziewczynom się słodzi. – Wypowiedział od razu kiedy zamknęliśmy wszystkie drzwi. Daga, czas zejść na Ziemię, ktoś tu sobie z ciebie żarty robi.
- Swoje teksty z internetów wykorzystaj na bełchatowskie cheerleaderki, one pewnie polecą na twoje zaloty. – Wyszczerzyłam się i pokazałam mu język.
- To nie z neta, przysięgam! – Bronił się, na co ja spojrzałam na niego swoim przeszywającym wzrokiem. – No dobra, wygrałaś. – Udawał smutnego i jechał coraz szybciej.
W między czasie ustawił nawigacje i włączył radio. Jeśli ja się z nim tutaj nie zabije to będzie dobrze. Pomyślałam, a Wrona włożył moją ulubioną płytę The Offspring, czyli Americane. Ucieszyłam się na ten widok i moje uszy też. W prawdzie, to nie jest mój gust muzyczny, ale był raczej bliższy mojemu ideałowi niż dalszy. Zagadałabym jakoś, ale nie wiem jak. Pod głosiłam trochę muzykę.
- Widzę, że gust muzyczny po Laurze odziedziczyłaś. – Powiedział Wrona i uśmiechnął się tak jak to on potrafił. Jak zawsze jego głos przyprawiał mnie o dreszcze, ale nie pokazałam tego. Chyba.
- Tak, słuchamy praktycznie tego samego, ale raczej ten zespół się do niego nie zalicza. – Odpowiedziałam obojętnie.
- Hmm, a co się zalicza? – Spytał.
- System of a down, Gunsi, Black Sabbath… Dużo tego. – Zamyśliłam się.
- Oj, młoda, młoda. – Zaraz mu przywalę, do mnie się tak nie mówi.
- Nie mów do mnie młoda. – Powiedziałam stanowczo.
- Dobrze króliczku. – Powiedział i pokazał rząd białych, równych zębów.
Ta jazda z Andrzejem zaczęła mnie powoli przytłaczać. Normalnie bym się ucieszyła, ale dzisiaj jest jakiś dziwny. Mam wrażenie, że na każdym kroku robi sobie ze mnie t.zw. bekę. Chętnie bym się mu odgryzła, gdyby nie to, że tyle dla mnie zrobił. Potrafię być chamska, zadziorna, niemiła, ale nie dla Andrzeja. W sumie to ja taka jestem na co dzień.
Ominęły nas wszystkie warszawskie korki i w niecałe pół godziny wyjechaliśmy ze stolicy. Wszędzie lasy, pola, wsie. Jednym słowem – nudy. Nie mam już nawet o czym myśleć.
- Andrzej? – Spytałam.
- Co tam?
- Staniemy, to ja się przebiorę. – Uśmiechnęłam się jak najpiękniej potrafię.
Parę chwil później stanęliśmy na jakimś poboczu. Wyszłam z samochodu, nie wstydziłam się Andrzeja więc od razu rozebrałam się do bielizny. Kiedy schyliłam się po rzeczy poczułam, że ktoś łapie mnie za żebra. Był to oczywiście Wrona. Jego szorstkie palce delikatnie gładziły ową część ciała. Tak przyjemnie podrażniały fakturę mojej skóry. Nagle przestał, wtulił się we mnie, a twarz schował w moje idealnie ułożone włosy. Zaczął całować mnie po szyi drapiąc ją równocześnie swoją brodą. Przygryzł delikatnie moje ucho i obrócił mnie twarzą do siebie.
- Wiedziałem, że tak będzie. – Wymruczał i zaczął mnie całować, coraz zachłanniej.
Przyjemność zamieniła się w pożądanie. Wrona tak przyjemnie szczypał moje plecy, ja nie byłam mu dłużna, błądziłam paznokciami wzdłuż kręgosłupa. Złapałam za końce jego koszulki i zdjęłam ją.
– Młoda, młoda. Nie tak szybko. – Powiedział.
 Tym razem to ja zaczęłam kraść pocałunki, przygryzłam jego dolną wargę, na co on mimowolnie syknął. Wziął mnie na ręce i oparł o samochód. Jego twarz tym razem wylądowała w moich niemałych piersiach. Przetrzymał mnie jedną ręką, a drugą zdjął spodnie. Teraz oboje już byliśmy w samej bieliźnie. Nasze języki bawiły się dalej, a jedna z jego dłoni powędrowała pod materiał moich czarnych stringów. Poznawał miejsca, których w ciele siedemnastolatki poznawać nikt nie powinien. Nie był delikatny, to dobrze. Ciarki były rzeczą naturalną, nie pozbywałam się ich zbyt łatwo, raczej Endrju mi na to nie pozwalał. Moje ciało wypełnione było rozkoszą i pożądaniem.
- Przejdźmy do sedna, nie mamy zbyt wiele czasu. – Podniecona wyszeptałam mu do ucha.
Długo nie musiałam czekać na jego reakcje, położył mnie na maskę auta i pozbył się dolnych części naszej bielizny. Złapał swoimi wielkimi dłońmi za moje biodra i szybko wsunął to co powinien. Czułam jak wszystko we mnie buzuje, działał na mnie bardziej niż inni, z którymi to robiłam. Sam nasuwał rytm, nie musiałam się wtrącać żebyśmy zasmakowali odrobiny przyjemności. ‘Odrobiny’ to pojęcie względne, było zajebiście. Kilka sekund i już byliśmy ,,na szczycie’’.  Jeszcze parę pocałunków, dotknięć.
- Mam nadzieję, że to tylko przedsmak naszych wspólnych wakacji. – Powiedział zadowolony ubierając się. Szczerze się uśmiechnęłam i wyjęłam to co miałam wyjąć z torby. Założyłam czarną obcisłą mini, stanik zamieniłam na różowe, neonowe bandeau, które było zrobione z koronki. Na wierzch przywdziałam dużą poprzecieraną kurtkę jeansową z dużym naszytym amerykańskim orłem. Na nogi oczywiście moje ukochane czarne Lity. – Gotowa? – Spytał Wrona. Okręciłam się o 360 stopni pokazując cały mój strój. Zobaczyłam tylko bezgłośne wow na twarzy Andrzeja.
- Jest dobrze? – Spytałam.
- Brałbym. – Powiedział zafascynowany.

Wsiedliśmy do samochodu i reszta drogi minęła nam niespodziewanie szybko. Na miejscu byliśmy jako jedni z pierwszych.


____________________________________________________________________________________
Witam Was kochane i kochani po bardzo długiej przerwie! 
Moje roztrzepanie sięgnęło zenitu ostatnio xD Przez cały czas kiedy prowadzę tego bloga myślałam, że mam odblokowane anonimowe komentarze. Niestety tak nie było, poinformował, a raczej poprosił o działanie jeden z moich czytelników ( Wolejbal pozdrawiam Cię! ). Wszystko jest zrobione, anonimowe komentarze odblokowane, także zapraszam do KOMENTOWANIA. :))
Co do rozdziału, a właściwie jego części. 
Jest krótki, ponieważ jest to tylko i wyłącznie punkt widzenia Dagmary, w poprzedniej części była perspektywa Marceli i Laury. Coś za bardzo mieszam w tej historii, miało być inaczej, a jest... Jak zawsze D: Mam nadzieję, że wyszło to na dobre i Wam się podoba. Tym razem trochę ostrzej, troszkę pikanterii nie zaszkodzi ;) 
Powracam po mojej nieobecności. Mogę Wam jedynie powiedzieć, że na treningu Politechniki byłam, widziałam i tak między nami, AZS PW kreuje nam kolejnego młodego, zdolnego rozgrywającego. 
Nie zgadniecie też kogo spotkałam w warszawskiej Arkadii. Nie będzie tak łatwo, zaangażujcie sie i zgadujcie ( piszcie w komentarzach) hehe. To tylko z moich warszawskich podbojów, dług część mojej nieobecności stanowił i stanowi problem z ładowarką od laptopa. Nie wiem dlaczego ja mam takiego pecha, ale to już trzecia taka popsuta. Rzadko mogę wejść na jakikolwiek komputer na dłużej i za to Was przepraszam.
Dziękuję za wszystkie Wasze słowa wsparcia i komentarze.
Pozdrawiam,
Donieek! :))

Czytam = Komentuję 

PS. : Jeśli ktoś chciałby być informowany niech tylko napisze w komentarzu. Informuję na twitterze, Twoim blogu, Twoim asku. Jeśli będzie dużo osób chętnych do informowania poprzez gg zastanowię się nad założeniem go. :)

sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział 15 cz. I

Marcela:
Jak bardzo się cieszę, że jedziemy. Nie znam jeszcze dwóch osób z naszej ekipy i w sumie trochę się boje. Patrzyłam w Internecie to ta dziewczyna Kuby wydaje się jakimś plastikiem, mam nadzieję, że się jakoś dogadamy. A Janek? W czym problem? W tym, że bardzo chętnie bym go ,,przeleciała’’, ale jest za młody.
- Jaka ja jestem głupia… - Powiedziałam sama do siebie.
- Hahaha, wreszcie sama sobie to przyznałaś. – Zaśmiała się ze mnie Laura.
- Spadaj, lepiej do Wronki zadzwoń.
- Dlaczego ja mam dzwonić? – Spytała.
- Bo ty jesteś ta mądrzejsza. – Zadrwiłam z niej.
- Dzwonimy razem, tak jak w samochodzie. – I się uśmiechnęła.
Laura wykręciła numer do Andrzeja, oczywiście wcześniej ustawiając na tryb głośnomówiący. Po dosłownie dwóch sygnałach Endrju odebrał.
- Cześć laseczki, jak tam poszło? – Powiedział z optymizmem.
- Same dobre wiadomości kochany! – Wykrzyknęła Laura.
- Hmm, miło mi to usłyszeć. Czyli mogę myśleć, że jedziecie, macie dużo kasy              i Dagmarę?
- Tak możesz tak myśleć. – Odpowiedziałam ze śmiechem.
- Mamy jeszcze jedno, bardzo ważne pytanie. Kiedy wyjeżdżamy i na ile, bo jakoś zapomniałeś nam powiedzieć. – Zironizowała Laura.
- Jak to na ile? Na miesiąc! Odpoczynek full wypas, za tydzień wylatujemy                   z Warszawki.
- Jak to za tydzień? – Zdziwiłyśmy się obie.
- Przesadziłem, no za dziesięć dni, dokładnie siódmego lipca myszki. – I zaśmiał się    w słuchawce.
- Kurde, to czeba się jakoś spotkać i wszyscy zgadać.
- Wszystko ustalone już, w tę sobotę na działce u Bika.
- To już za dwa dni. Szybko nas poinformowałeś.
- No pacz, no. – Zaśmiał się Andrzej. – Z przybyciem Dagi nie będzie problemu? Bo ja mogę ją zwinąć z Wawki.
- Kocham cię. – Powiedziała uradowana Laura.
- Wiem, wiem. A i jeszcze ważna sprawa.
- Co tam?
- Śpimy we czwórkę razem w namiocie. – Już widziałam jak się szczerzy po drugiej stronie słuchawki.
- My i tak spać nie będziemy. – Powiedziałam.
- To o siedemnastej w sobotę na Bikowej działce, namiot ja biorę materac i wszystkie potrzebne rzeczy też.
- Dziękujemy, ale wiedz, że i tak nie poruchasz. – Tak, jestem bardzo miła.
- Nie mów hop zanim…
- Oj Wronka, Wronka. Too much pornos.
- Nie potrzebuje, wyobraź sobie. – Powiedział przyjaciel.
- Dobra, kończymy. Jeszcze jedno, tylko ty załatwiasz z przyjazdem Dagi na działkę. Pa! – Powiedziałam z prędkością wiatru i jak najszybciej się rozłączyłam.
Wronka, jak Wronka, zawsze sobie tak żartujemy. Nie będę rozmyślała teraz jak bardzo tęsknie za towarzystwem jego i Karollo.

Laura:
Te parę dni minęło bardzo szybko.
Lotmana nie widziałam ani razu, może to nawet lepiej. Ze Zbyszkiem widziałam się wczoraj, niestety było to już pożegnanie. Dzisiaj rano wyleciał do Kazania, musi przewieźć swoje rzeczy, bo po Mistrzostwach Europy nie będzie na to czasu. Dobrze, że mieszkanie i samochód dostał od klubu.
- Co bierzemy do Czewy? – Spytała Marcela.
- Przecież ciuchy już spakowałaś.
- Ale ja nie mówię o tym. Ja miałam na myśli alkohole.
- Whisky na czymś takim pić nie będziemy, cza wódeczkę kupić.
- To czo, wstąpimy po drodze?
- No raczej, hehe. – Powiedziałam.
- Ale Julkę to bierzemy?
- Kurfa, zapomniałam o niej. – Zdenerwowałam się.
- Może Paul się nią zaopiekuje? – Zaproponowała Marcela.
- Hmm, to nie taki zły pomysł. – Powiedziałam. – To ja ją tam zaniosę z jej rzeczami.
Zapakowałam wszystko co trzeba, wzięłam Julię na ręce i wyszłam. Wcisnęłam guzik od windy, w której tak dużo się wydarzyło. Wjechałam na piętro wyżej i zadzwoniłam do mieszkania Lotmana. Mieszkał dokładnie nad nami. Usłyszałam jakieś odgłosy za drzwiami, za chwile odtworzył  je Fabian.
- Cześć, jednak jesteś chętna? – Powiedział ruszając brwiami.
- Na ciebie? Nie. – Odgryzłam się. – Zawołaj mi Lotmana.
- Nie ma… - Nie dokończył, bo przyszedł Paul.
- Lotman jest. – Powiedział uśmiechnięty i wywalił Fabiana na zewnątrz, a mnie z Julką wciągnął do środka.
- Hahaha. – Zaśmiałam się. – I nie wpuścimy go?
- Nie. – Wyszczerzył się niczym psy w reklamie Pedigree. – Co tam chciałaś? – Spytał.
- Mam do ciebie wielką, ale to wielką prośbę.
- Powiedz jaką, a się zastanowię.
- Widzisz tę małą psinkę? – Wskazałam na Julię. – Nie ma się gdzie podziać dzisiaj        i jutro.
- I chciałabyś żebym nią się zaopiekował? – Powiedział bardzo miło.
- Jeśli to nie stanowiłoby dla ciebie problemu…
- Jasne, że nie. Pablito będzie miał się z kim bawić.
- Kto?
- Pablitoo! – Wykrzyknął Loti, a po chwili pojawiła się wersja męska Julii. Ja jak zwykle przy takich zwierzątkach zaczęłam piszczeć i pieścić ową istotkę.
- To to są jej rzeczy. – Podałam mu torbę. – A to Julia. – Mój pies zeskoczył mi z rąk jak za zawołanie i zaczęła się wąchać z Pablito.
- My już się nią zajmiemy. – Puścił mi oczko. – Zostaniesz na kawę?
- Niestety będę musiała odmówić, bo za dosłownie piętnaście minut wyjeżdżam. – Uśmiechnęłam się. – Może jak przyjdę po Julię.
- Okej, pamiętaj, że kiedyś się do kawiarni umawialiśmy też i tego spotkanie ci nie odpuszczę.
- Oj Paul, Paul. Ja już muszę iść, bo mnie Marcela zabije. – Dałam mu buziaka na pożegnanie. – Dziękuje bardzo, pa.
- Na razie. – Wyszłam i akurat wpuściłam zdenerwowanego Fabiana. Mówił coś do mnie, ale ignorowałam go.
Od razu poszłam do mieszkania.

- To lecimy na Czewę! – Powiedziałam z optymizmem. – Bierz swoje rzeczy Marcelo! – Zaakcentowałam niczym jakiś żołnierz.


_____________________________________________________________________ 
Przepraszam, że tylko połowa rozdziału, ale więcej nie dam rady napisać. Wyjeżdżam na tydzień. Powiem Wam tylko, dużo dziać się będzie!
Nie napiszę więcej, bo muszę się jeszcze spakować xD Błędy poprawię później.
Pozdrawiam,
Donieek

środa, 31 lipca 2013

Rozdział 14

Marcela:
Dadze chyba się pomysł spodobał, poza tym Janek. Ona ma podobny charakter do naszych i raczej go sobie nie odpuści. My na pewno w tym jej przeszkadzać nie będziemy. Zawsze miałyśmy dobry kontakt i traktujemy ją na równi.
- Dziewczyny! Chodźcie, obiad już jest! – Zawołała mama laury. Lubiłam tą kobietę, traktowałam ja jak własną matkę i często jej się zwierzałam.
- To co? Idziemy? – Powiedziała uradowana Dagmara, chyba wiem dlaczego. Zeszłyśmy wszystkie na dół, gdzie czekał na nas tata dziewczyn.
- Dzień dobry panie Januszu! – Powiedziałam, osobom nieznajomym wydawał się bardzo poważnym człowiekiem, ponieważ jest bardzo dobrze wykształcony, zna parę języków, studiował Astronomie na jakiejś amerykańskiej uczelni. Generalnie, człowiek komik, żartuje non stop.
- To ja już taki stary jestem, że mi dzień dobry mówicie? – No właśnie. – Cześć dzieci. – I ucałował nas wszystkie.
- To co, obiad? – Powiedziała Laura. – Bo ja umieram z głodu.
- Ja też! – Krzyknęła Daga.
Wszyscy poszliśmy do jadalni, duży rozłożony stół, wszystko po udekorowane. Każdy usiadł przy stole, za niedługo pewnie się zacznie wypytywanie.
- Coś widzę, że schudłyście ostatnio. Aż za bardzo. – Powiedziała Pani Eliza.
- Niee, zdaje ci się mamo.
- Wy to tak od dzieciństwa… - Marudzi pan Janusz. – Jak byście były pulchniejsze to   i kobiece wdzięki też większe. – Nie mogę z tego gościa.
- Myślę, że nie mamy na co narzekać. – Każdy z nas nalał sobie pomidorowej.
- Wy już wakacje macie? – Podstępnie zaczęła temat Daga, co wcześniej ustaliłyśmy.
- Tak od niedawna. – Powiedziała Laura i lekko się uśmiechnęła.
-  A na jakieś wczasy się wybieracie?
- Plany są, ale wiesz, że nie pracujemy i na takie rzeczy nie mamy funduszy. – Powiedziała z miną niewiniątka Laura.

Laura:
- Przecież wiesz, że my na takie coś ci damy. Gdzie chciałybyście jechać?
- Andrzej nam zaproponował wyjazd na Ibizę, znajomy jego kolegi wypożyczy nam dom, my tylko płacimy za prąd, wodę i bilety lotnicze.
- Hmm, bardzo fajna okazja. Widzę, że jeszcze chcesz coś powiedzieć. – Mama, jak zawsze niezawodna.
- Bo tak myślałyśmy z Marcelą, czy nie mogłybyśmy zabrać Dagmary. Wszystko zależy od was. Jest przecież już prawie dorosła i przede wszystkim odpowiedzialna.
- Dlaczego mielibyśmy jej nie pozwolić? – Powiedział tata do mamy. – Ja jestem za. – Daga już się cieszyła.
- Ja też, niech dziecko trochę świata zobaczy! – Siostra już skakała z radości.
- Jej, dziękuję!
- A kiedy macie zamiar wyjechać?
- Jeszcze nie wiemy mamy zadzwonić do Andrzeja dziś wieczorem. – Udzieliła się 
Marcela.
I przy stole siedzieliśmy tak dobre dwie godziny i jedliśmy mamusine przysmaki. Wizyty w rodzinnym domu są trochę dla męczące, ale trzeba to zaliczyć czasem. Na szczęście to był już koniec i teraz pojedziemy do rodziców Marceli, gdzie udzielać się bardzo nie będę musiała. Pożegnałyśmy się ze wszystkimi i wyruszyłyśmy w drogę.

Marcela:
Jesteśmy już na półmetku naszej wycieczki. Męki Laury się skończyły, teraz czas na moje. Na szczęście to tylko podwieczorek, czyli półtorej godziny i do domciu.
Zaparkowałyśmy pod bramą, moja rodzicielka wraz z tatą czekała już przed drzwiami. Mam nadzieje, że długo się nie naczekali.
Mama, Ewa, jak zawsze uśmiechnięta, bardzo młodo wygląda jak na swój wiek. Zawsze była dla mnie kobietą idealną, zadbaną. Tata, Arek, równie porządny jak mama. Zawsze umiał się dobrze ubrać, co u mężczyzn jest rzadkie. Ma fioła na punkcie butów, tak samo jak ja. Chyba charakter też odziedziczyłam po nim, niektóre cechy muszą się jeszcze ujawnić.
- Dzień dobry! – Wykrzyknęła Laura otwierając furtkę.
- Dzień dobry dziewczynki. – Powiedział ucieszony ojciec. Rodzice ukochali nas,        a następnie wszyscy weszliśmy do domu.
- Chcecie coś do picia? – Spytała mama.
- Chętnie napiłybyśmy się twojej przepysznej kawy. – Powiedziałam zachwalając matkę.
- Już robię.
Usiedliśmy w wielkim salonie na skórzanych kanapach. Telewizor jak zawsze był włączony na Tvn. Na ławie mama położyła porcję kawy dla każdego, oraz talerz     z szarlotką domowej roboty.
- To jak żyjecie, wybieracie się na jakiś wypoczynek? – Spytał ojciec, jak dobrze, to szybciej wyjdziemy.
- Chciałabym pojechać, nawet coś tam jest ustalone już, ale wszystko zależy od funduszy. – Hehe.
- Wiesz, że z tym to nie problem, jutro przelejemy ci na konto. Gdzie się wybieracie.
- Znajomy wypożyczył domek na Ibizie od swojego kolegi. – Coś tak dziwnie to powiedziałam.
- Ile płacicie? – Spytał tata.
- 60 euro za domek i za bilet lotniczy. To wszystko.
- To dosyć mało. – Odpowiedzieli niemal jednocześnie. Wizyta przebiegła podobnie jak ta w domu Laury. Co prawda nieco szybciej, ale ciągnęła się niesamowicie.

Laura:
To lecimy na Rzeszów, jesteśmy już w drodze. Tym razem za kierownice usiadła Marcelina. Dobrze wszystko wyszło, rodzice mają nam przelać kasę na konto, jest dobrze, a nawet lepiej!
- To jak dzwonimy do Wronki? – Spytałam.
- Może jak już będziemy w domu, jestem taka pełna, że ledwo myślę.
- Haha, niestety tak wizyty u rodziców przebiegają, hehe.
- W sumie to się musimy z całą ekipą spotkać, ostatnio widzieliśmy się na parapetówce u Andrzeja.
- To właśnie i trzeba też wszystko ogarnąć.

Droga minęła nam szybko, po 2 godzinkach byliśmy już w naszym mieszkaniu.

_________________________________________________________________ ________________________________________________________________  
Witam!
Jest już czternastka, trochę nudna, ale musimy przez to przejść by iść dalej. w bochaterach pojawiła się już Dagmara, również Janek, Karol, Andrzej i Kuba. 
W niedziele wyjeżdżam do Warszawy, może ktoś chce się ze mną wybrać na trening Politechniki?? :))
To tyle z mojej strony :D Pozdrawiam, Donieek!

Czytam = Komętuję!

wtorek, 30 lipca 2013

Rozdział 13

Marcela:
Właśnie wstałam, przydałoby się zwlec z tego łóżka, bo mało czasu zostało. Wyszłam ze swojego pokoju i poszłam do Laury.
- Laura, wstawaj. – Powiedziałam lekko potrząsając jej ramieniem.
- Jeszcze chwilkę, proszę.
- Nie mamy czasu, dzisiaj do rodziców jedziemy, pamiętasz?
-Fuck! Zapomniałam. – Popatrzyłam na nią z politowaniem.
- Dobra, budź się. Ja idę zrobić śniadanie. – I wyszłam.
Otworzyłam lodówkę i kompletnie nie wiedziałam co zrobić do jedzenia. Postawiłam na jajecznicę z pomidorami. Usmażenie nie zajęło mi zbyt dużo czasu, więc zrobiłam jeszcze kawę. Chapnęłam trochę, zostawiłam porcję dla Laury i poszłam pod prysznic.
Jadę do rodziców także muszę ubrać w miarę grzecznie i najlepiej nie malować. Założyłam czarne obcisłe rurki i białą koszulę bez rękawów. Na twarz nałożyłam sam podkład i tusz. Włosy rozpuściłam i wyprostowałam jak zawsze.
Wyszłam z łazienki po około godzinie, Laura była już najedzona, czyli zadowolona.
- Łazienka wolna. – Powiedziałam i wyszłam z Julką na szybki spacer, właściwie tylko przed blok żeby mogła załatwić potrzeby.

Laura:
Zimny prysznic jest jak zbawienie! Uwielbiam jak lodowata woda aż mrozi moje ciało. Niestety, wszystko co przyjemne szybko się kończy. Nie wzięłam ze sobą ubrania więc musiałam wyjść po nie z łazienki. Nie owijałam się ręcznikiem, bo przecież Marceli się nie wstydzę.
Niestety było to błędem, na kanapie w naszym salonie siedział Lotman. Szybko pobiegłam do swojego pokoju, ale chyba jednak zostałam zauważona. Nie wiedziałam co zrobić z tą sytuacjom, więc jak zawsze to zignorowałam. Kompletnie nie wiedziała w co się ubrać, nie mogło być zbyt wyzywająco, a grzecznych ubrań to raczej nie mam. Założyłam bordową koszulkę na ramiączka i wcisnęłam czarną obcisłą spódniczkę do połowy ud. Mama mi ją sprawiła na imieniny, także bez ryzyka. Pofalowałam lekko włosy i delikatnie się umalowałam.
Bałam się wyjść z pokoju, ale chyba kiedyś musiałam. Przywdziałam sztuczny uśmiech na buźkę i delikatnie otworzyłam drzwi. Paula w salonie nie była, siedziała sama Marcela.
- Czy mi się zdawało, czy był tu Lotman? – Spytałam. Marcela spojrzała na mnie tłumiąc śmiech.
- Lotman jest w kuchni! – Wykrzyknął… Paul?! Pacnęłam się w głowę, a moja przyjaciółka nie wytrzymała i wybuchała śmiechem.
- Ale ty jesteś głupia. – Powiedziała.
- Nie głupsza od ciebie. – Pokazałam jej języka. – Paul, przepraszam cię, ale musimy już jechać.
- Ładnie wyglądasz, chociaż bez tych ubrań było lepiej. – Uśmiechnął się uwodzicielsko, a ja spaliłam buraka. – Jasne, ja już idę. – Przeszedł obok mnie i musnął moją dłoń. Usłyszałam jak zamyka drzwi.
- Po co on tu przyszedł?
- Spotkałam go jak byłam z Julką, wpadł na kawę. Nie denerwuj się.
- Dobra tam.
- Trochę za krótka ta spódniczka na wyjazd do rodziców. – Powiedziała Marcela.
- Od mamy ją dostałam. – Uśmiechnęłam się.
- Chyba, że tak. Jedziemy moim samochodem czy twoim?
- Obojętne, moim możemy. – Wzięłam kluczyki do mojego Volvo i ruszyłyśmy w drogę.

Marcela:
Byliśmy już prawie na miejscu kiedy Laurze zadzwonił telefon.
- Odbierzesz? – Poprosiła. – Najlepiej włącz na głośnik.
- Okej. – Zrobiłam to o co prosiła. – Halo.
- Siemanko! – Wykrzyknął jakiś męski głos w słuchawce.
- Cześć Endrju! – Dzwonił Wronka, chodziliśmy do tej samej szkoły i się dalej przyjaźnimy.
- Dziewczynki moje kochane, co powiedzie na jakieś wspólne wakacje? Karol zarezerwował dom na Ibizie i szukamy kogoś kto by z nami poleciał.
- Mówiąc szczerze to to jest bardzo dobry pomysł. Właśnie jedziemy do rodziców w tej kwestii. – Powiedziałam ze śmiechem. – A kto ma jechać?
- Nie martwcie się, dobre dupeczki będą.
- Ten to jak zawsze. – Powiedziała Laura. – Powiedz, bo nie pojedziemy.
- No dobrze. – Powiedział zrezygnowany. – Wiadomo, że ja, Kłosik z Olą, Biku z tą swoją laseczką i mój zastępca z Delecty.
- Czyli? – Spytałam dokładniej.
- No Janek Nowakowski. Hmm… Laura, weź swoją siostrę żeby nam się nie nudził młody. Hehe.
- My jesteśmy na tak, ale nie wiem czy rodzice mi Dagę puszczą.
- Nie no, możemy ją wziąć, przecież ma już 17 lat. – Przekonywałam Laurę. – A jak koszty?
- Płacicie tylko za lot, za domek buźkami płacicie.
- Oj Wronka! Ile za głowę?
- Przeliczałem to jeśli Dagmara by jechała to 60 euro za jednego, jeśli nie to 80 euro.
- Co tak tanio?
- Bo to są jacyś znajomi Bika i tylko za prąd i wodę płacimy, a tam ceny stałe.
- My jesteśmy za, tylko jak kasę zdobędziemy. Wieczorem do ciebie zadzwonimy i się z ekipą na jakieś spotkanie umówić. – Powiedziała Laura.
- To na razie piękne!
- Paa. – Odpowiedziałyśmy niemal równocześnie.
- Awwww, ale zajebioza. – Cieszyłam się niesamowicie. – Wiesz jakie tam są dupeczki???
- Wyobrażam sobie, mam tylko nadzieje, że fundusze dostaniemy. Miło, że Andrzej o nas pomyślał.
- On zawsze o nas myśli, pamiętasz jak nas zawsze bronił itd.?
-Haha pamiętam. Albo jak z nim i z Karolem pierwszy raz paliliśmy w Lidlowskiej toalecie. – Powiedziała, aż mi się normalnie łezka w oku zakręciła.
- Tak wracając, to kojarzysz tego Janka?
- To ten co w juniorach grał niedawno, oglądałyśmy transmisje przecież.
- Nie wiem. Mniejsza o to, do kogo najpierw miałyśmy jechać?
- Do moich, Dagę musimy na stronę porwać i spytać czy w ogóle chce.
- Na pewno będzie chcieć. – Powiedziałam i wyszłyśmy z auta.
- Jak ja bym chciała żeby Andrzej grał w Rzeszowie, tak cholernie za nim tęsknie. – Zadzwoniłyśmy do drzwi domu rodzinnego Laury.
- Wiesz, że ja też bym chciała. – I drzwi otworzyła prawie pięćdziesięcioletnia kobieta.
- To wy do rodzinnego domu pukacie? Dziewczynki! – Mimo, że z Laurą rodzeństwem nie byłyśmy to nasze matki traktowały nas jak córki. – Niech ja was przytulę. – Zrobiła to co powiedziała. – Wejdźcie.
Weszłyśmy do wielkiego piętrowego domu.
- Mamo? Gdzie Dagmara? – Pierwsze co to spytałam o siostrę.
- U siebie, idźcie do niej, a ja zupę podgrzeję. Tata też niedługo będzie.

Laura:
Idziemy do jej pokoju, nigdy nie lubiłam tych dębowych schodów. Często z nich spadałam, weszłyśmy do pierwszego pokoju od lewej. Na łóżku leżała ciemnowłosa dziewczyna i słuchała muzyki, była to Daga.
 Gust i figurę odziedziczyła na szczęście po mnie. Tylko, ze była sporo wyższa, ponad 180 cm wzrostu to nawet dobry wzrost jak dla siatkarki, tym bardziej, że była bardzo skoczna. Trzymam za nią kciuki, jeszcze zasili kręgi naszej reprezentacji.
Czekałyśmy aż nas zauważy, jednak na to się nie zapowiadało. Marcela wyjęła jej słuchawkę z ucha. Daga się wzdrygnęła.
- Dziewczyny! – Wykrzyknęła przytuliła nas. – Jak tam żyjecie?
- My? Dobrze! Raczej ciebie powinnyśmy spytać. – Powiedziała Marcela.
- Mniejsza o to, nie w tym celu tu przyjechałyśmy. – Uśmiechnęłam się.
- Ooo! Już się cieszę!
-Usiądźmy. – Ocho, Marcela zaczyna swój słowotok. – Chcemy cię wziąć na wakacje, na Ibize. – Moja siostra się zdziwiła.
- Na ile, z kim, za ile, kiedy? – Powiedziała podjarana.
- Na ile i na kiedy to nie wiemy jeszcze. 60 Euro na głowę plus bilet lotniczy.
- A kto będzie? Powiedzcie mi wreszcie!
- My, Wronka, Kłosik z Olą, Biku ze swoją dziewczyną i Janek Nowakowski.
- Jaki Biku? Jaki Janek? WTF?!
- Kuba Bik, libero AZSu, taki nasz kolega. A Janek? Same go nie znamy, jakiś młody siatkarz. Będziesz miała co robić. – I obie z Marcelą charakterystycznie poruszałyśmy brwiami.
- Aaa, Kube to ogarniam, ale tego Nowakowskiego nie.
- To co, jesteś chętna?

- Jeszcze pytacie? Wszystko zależy od rodziców!

____________________________________________________________________
Witam Was! 
Mamy pechową trzynastkę, mam nadzieję, że Wam się spodoba. Jak myślicie rodzice puszą dziewczyny czy nie? Sama nie wiem jak to ułożę xD Zastanawiam się czy nie wprowadzić punktu widzenia Dagmary, wszystko zależy od Was. 
Nie wiem jak długie będzie to opowiadanie, na pewno dalej niż bliżej końca. 
Wróciłam do Polski i mówiąc szczerze to jest tu cieplej niż na Majorce. Nie dam rady więcej napisać, bo jak dal mnie jest zbyt gorącu. Chcę zimę!
Instagram twitter moje zdjęcia
Pozdrawiam,
Donieek!

sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 12

Laura:

Niesamowity dreszcz przechodzący przez twoje ciało. Histeryczne szczekanie psa. Spokojny oddech niespodziewanego przybysza, pozwala określić jego płeć. Wielkie i szorstkie łapska delikatnie zasłaniają twoje oczy, czujesz się niekomfortowo i to bardzo.
- Zgadnij kto to! – Powiedział radosnym głosem mężczyzna.
- Bartman, ogarnij się! Myślę, że o żartach nie powinieneś teraz myśleć! – Odpowiedziałam zdenerwowana. Zbigniew się wzdrygnął, czemu się nie dziwie.
- Przepraszam, chciałem tylko rozładować atmosferę między nami. – Uśmiechnął się niemrawo.
- Chcieć to nie znaczy móc. – Zbyłam go i jak poszłam w stronę mojego bloku.
- Laura! Przecież miałaś dać mi dzisiaj odpowiedź. – Nie powiedziałam nic.
Razem z Julką zaczęłyśmy biec, psina chyba zrozumiała, że zostać tu nie możemy. Ja tylko słyszałam jak Zibi biegł za mną, już nie czułam się przy nim tak pewnie jak zawsze. Na domiar złego zaczął padać deszcz.
- Czy może być jeszcze gorzej?! – Wykrzyknęłam podczas coraz bardziej męczącego mnie biegu. Słyszałam już sapanie Bartmana, nagle złapał mnie w tali i przytulił. Ja jak często ostatnimi czasy zaczęłam płakać.
- Cii, spokojnie. Przecież nic się nie dzieje. – Głaskał mnie delikatnie po włosach.
- Dzieje się i to cały czas. – Wyszeptałam między szlochami i jeszcze mocniej wtuliłam się w Zbyszkową pierś. – Umażę ci koszule. – Powiedziałam i oderwałam się od niego.
- Przestań. – Powiedział spokojnie i ponownie przyciągnął mnie do siebie. – Przepraszam cię za wszystko, nie przemyślałem tego co zrobiłem. Było to chyba spowodowane zazdrościom.
- O Aśkę byłeś zazdrosny? Przecież ty się nawet nie przejmowałeś
Waszym rozstaniem.
- Nie o Asie. – Nie przestawał gładzić moich włosów.
- To o kogo? – Spytałam zaciekawiona.
- O Lotmana. – Powiedział smutny. – Cały czas gadał w szatni o tobie w samych superlatywach.
- Proszę cię, przecież to tylko Lotman.
- Po co my o nim rozmawiamy, przecież to ja ci sprawiłem przykrość…
- Dobra, już daj spokój, rozumiem. – Popatrzył mi głęboko w oczy i przytulił się do mnie. Podniosłam jego głowę i zaczęłam delikatnie go całować, długo nie musiałam czekać na jego reakcje. Delektowałam się chwilą, wiem, że to ostatnie nasze bliskości. Przecież już pojutrze Zbyszek wyjeżdża na zgrupowanie przed Mistrzostwami Europy, a potem odrazy do Rosji. Oderwałam się od niego. – Musisz wyjeżdżać?
- Niestety tak, chodźmy już, bo się od tego deszczu przeziębisz. – Objął mnie w pasie i poszliśmy.


Marcela:

Na szczęście obie z Laurą mamy już wakacje, wypadałoby wybrać się na jakieś wakacje. Nie mam bladego pojęcia gdzie możemy jechać. Muszę z nią porozmawiać na ten temat.
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Julka od razu przybiegła do mnie i wskoczyła mi na ręce. Ja tylko słyszałam rozmowę.
- Wejdziesz? – Był to głos Laury.
- Niestety nie mogę, muszę jeszcze wyprać rzeczy do Spały. – A ten, należał do… Zbyszka?!
- Skoro nie mieszkasz już z Asią, ani ze mną to gdzie? – Dopytywała przyjaciółka.
- U Miśka.
- Czekaj, czekaj! Kubiaka?! – Zdziwiłam się tak samo jak Laura.
- Tak, co ty taka zdziwiona?
- Bo… zresztą nie ważne. Skoro nie chcesz wejść, to musimy się pożegnać, bo jestem zmęczona. – I teraz była chwila ciszy. Czuje się jak ojciec wyczekujący powrotu córki z randki. Nawet się nie zorientowałam kiedy zaczęłam ich podsłuchiwać.
- Dobranoc myszko. – Pożegnał się Bartman.
- Paaa. – I w tym momencie poleciałam jak najszybciej do salonu, udawałam, że oglądam telewizję. Weszła Laura. – Siemson! – Szeroko się uśmiechnęła.
- Co ty taka wesoła? – Spytałam udając, że nie wiem o co chodzi.
- Nie, nic. Chyba spacery dobrze na mnie działają.
- Aha, co ty na to, żebyśmy pojechały na jakieś wakacje?
- Całkiem dobry pomysł, ale wiesz, że to się wiąże z wizytą u rodziców?
- Musimy dać, radę. To co jutro jedziemy do naszego kochanego Krakowa?
- Tak po prostu powiemy im, że chcemy kasy na wczasy?
- Sami do tego dojdą.

 Obie od razu zadzwoniliśmy do naszych rodziców, moi z wielką chęcią zaprosili nas na obiad, a Laury na kolacje. Jak dobrze pójdzie to na noc będziemy w Rzeszowie. 

_____________________________________________________________________________________________________________

Witam Was serdecznie! 
Stwierdziłam, że będę wraz z rozdziałami dodawała link z piosenką, na którą w danym czasie mam t. zw ,,fazę''. 
Rozdział jest bardzo krótki, znowu. Dlaczego? Każdemu wydaję się, że w wakacje ma się wiele więcej czasu niż w roku szkolnym. Wyjazdy przelatuję na zmianę z wyjściami ze znajomymi. Nie jestem słynnym ' no lifem' jak większość osób w moim wieku. Pamiętajcie, że też mam życie i mam prawo z niego korzystać :)) 
W poniedziałek już kolejny wyjazd także niestety muszę Was poinformować, że w najbliższym czasie też nie będzie rozdziału. Postaram się coś napisać, ale uroki Majorki raczej mi na to nie pozwolą.
Co myślicie o wybaczeniu Laury Zbyszkowi wszystkiego co zrobił? Sama jestem zdziwiona, że mu wybaczyła ;)

instagram twitter tutaj możecie zobaczyć moje zdjęcia

Pozdrawiam i życzę udanych wakacji,
Donieek :))

PS.: Liczę, że jak wróce to będzie tutaj 6000 wyświetleń, także wysyłajcie bloga znajomym, udostępniajcie na swoich stronach, tablicy i twitterach! Zróbcie mi niespodziankę B)

poniedziałek, 15 lipca 2013

Rozdział 11

Laura:

- Ale Paul! Przecież mówiłam ci, że byłam nie świadoma, ja nawet nic nie pamiętam.
- Trzeba było myśleć! – Podniósł głos tak jak nigdy tego nie robił.
- Zresztą nie jesteś moim ojcem żebym ci się ze wszystkiego tłumaczyła. – Nie wiem dlaczego to powiedziałam.
- Myślisz tylko o sobie, a pomyślałaś chociaż przez chwilę o Marcelinie?
- Powiedział ten, co sam żonę zdradzał! – Paul się zdziwił. – Myślisz, że nikt tego nie wie? Ten co interesuje się siatkówką, to i życiem zawodników też, także się nie dziw.
- Nie powinnaś się wtrącać w moje prywatne sprawy!
- Ty tym bardziej, tylko, że ja się nie wtrącam. – Popatrzył na mnie wkurzony i zaparkował pod komendą policji.
- Mam iść z tobą?
- Jak chcesz. – Odpowiedziałam obojętnie i wyszłam z auta, a on poszedł za mną.
Niemiły dwupiętrowy budynek, nic ciekawego. Na pewno nikt nie chciałby w nim zagościć. Lotman mnie wyprzedza, był bardzo zdenerwowany. W sumie nie wiem po co ze mną tu idzie, ale jego wybór. Coraz bardziej działa mi na nerwy. Stoi przy drzwiach i chyba czeka na mnie. O dziwo otwiera mi drzwi.
- Dziękuję. – Podziękowałam, kultura osobista tego wymaga  i weszłam. – Dzień dobry. – Podchodzi do mnie jakiś policjant.
- W czymś pani pomóc? – Spytał.
- Dostałam telefon, przyjechałam po moją przyjaciółkę.
- Imię i nazwisko poproszę.
- Moje czy koleżanki. – Spytałam głupio, na co Lotman parsknął śmiechem.
- Oczywiście, że koleżanki. – Powiedział z uśmiechem.
- Marcelina Mickiewicz.
- Proszę iść za mną. – I poszłam, mężczyzna zaprowadził mnie do obskurnej celi gdzie siedziała znudzona Marcela. Ja na jej widok nie mogłam powstrzymać się od gromkiego śmiechu. Marcelina patrzy na mnie, też wybucha śmiechem, tak samo jak Lotman. Jedynie policjant jest poważny. – To był Pani pierwszy raz, więc nie zapiszemy tego w aktach. -
I śmiejemy się jeszcze głośniej. – Możecie państwo już iść. – I z zadowoleniem wychodzimy z komisariatu.
- Do widzenia. – Powiedzieliśmy wszyscy dusząc się śmiechem.
- Laura?
- Hm?
- Zerwałam w nocy z Fabianem. – Spojrzałam z ,,zadowoleniem’’ na Lotmana.
- Jak to? Ja z dzisiejszej nocy nic nie pamiętam.
- Ja też, przeglądałam moje SMSy i wychodzi na to, że rozstaliśmy się przez SMSa. – Marcela już nie mogła wytrzymać ze śmiechu, endorfiny przepełniały jej umysł.
- Idźmy już. – Powiedział poważnie Paul. Tak też zrobiliśmy, wsiadłam do jego Merca, jednak tym razem do tyłu. Chciałam uniknąć kłótni.
- Ty nie do przodu? – Spytała podejrzliwie przyjaciółka.
- Nie, ty sobie usiądź.

Marcela:

Śmieszna sytuacja, złapali mnie za zakłócanie porządku. Tylko, że ja nawet nie pamiętam co robiłam, mniejsza o to. Ostatnio Laura bardzo dziwnie się zasługuje, muszę z nią pogadać. Lotman też był jakiś dziwny, chyba się pokłócili.
- Co wy tacy cisi? – Chciałam rozruszać tych lamusów. Lotman na to włączył radio z którego leciał System of a down. Laura momentalnie się wybudziła i patrzyła z niedowierzaniem na Paula.
- Widzę jak na mnie patrzysz. – Powiedział tajemniczo.
- Nie wiedziałam, że słuchasz Soad’u, tym bardziej, że negatywnie reagowałeś na ich brzmienia w moim mieszkaniu. – Powiedziała.
- Zobacz kieszonkę z tyłu mojego siedzenia. – Laura otworzyła ją, pojawiły jej się łzy w oczach. Zaczęła po kolei wyjmować płyty i chyba z parędziesiąt biletów na ich koncerty. O nie, zaraz mi tu będzie płakać.
- Laura, spokojnie. – Powiedziałam kojąco. – To tylko bilety, uspokój się. – Czuje, że zaraz wpadnie w histerie.
- To tylko bilety?! Marcela! Nie pierdol, ty wiesz jakie to dla mnie ważne było. – I zaczęła płakać, a nie mówiłam?
- Mogę cię do Łodzi zabrać. – Powiedział obojętnie w kierunku Laury. Ona chyba go nie słuchała nawet. Zaparkowaliśmy pod naszym blokiem i wszyscy prędko wyszliśmy z auta.

Laura:

Czułam się okropnie, wiem to jest nienormalne, ale cóż, skora ja taka jestem to i to co robię takie jest. Przynajmniej ta cała impreza uszła na sucho. Weszłam do domu i pierwsze co zrobiłam to zmyłam mój rozmazany makijaż. Postanowiłam nie użalać się nad sobą, bo po pierwsze to nie ma sensu, a po drugie to i tak nikt tego nie zrozumie. Zrobiłam ,,tapetę’’ od nowa. Do łazienki weszła Marcela.
- Możemy porozmawiać? – Spytała poważnie.
- Jasne. – Poszłyśmy do salonu i usiadłyśmy na kanapie. – Co tam?
- Możesz mi powiedzieć co się dzieje? Ostatnio jesteś jakaś dziwna.
- Nie wszystko jest okej… Może poza jedną rzeczą. Chyba przespałam się z Drzyzgą. – Marcela bardzo się zdziwiła.
- Jak to chyba? – Nie była zdenerwowana, spytała się z troską.
- Obudziłam się w łóżku Fabiana nago, jak go spytałam czy to robiliśmy to powiedział, że tak. Marcela ja cię przepraszam, ja na Maryśce leciałam! – Opowiedziałam z paniką w oczach.
- Spokojnie, dla mnie ten związek nie miał żadnego znaczenia. – Przytuliła mnie i szeroko się uśmiechnęła.
- A ty, za co na policji wylądowałaś?
- Nie pamiętam. – Jej mina przypominała emotikonę ‘XD’. Zaczęłyśmy się śmiać, a Julia zaczęła szczekać.
-Łoho, chyba ktoś tu chce na dwór! – Zapięłam jej smycz i szybko wyszłam żeby nie załatwiła swoich potrzeb na dywan.

Poszłam do pobliskiego parku. Spacerowałam chyba pół godziny, kiedy miałam już wracać do domu ktoś złapał mnie od tyłu i zasłonił oczy.



___________________________________________________________________ Witam!  Chyba się wypaliłam, to tyle z mojej strony.
Pozdrawiam,
Donieek

środa, 26 czerwca 2013

Rozdział 10

Laura:
Kleista maź w oczach sprawia, że ledwo mogę je otworzyć. W końcu się udaje, leże w łóżku, nie moim, obok leży jakiś mężczyzna. Nie zwracam na niego uwagi, jedyną rzeczą, której potrzebuje to woda i proszki przeciwbólowe. Ledwo widzę, jakimś cudem odnajduję kuchnie. Biorę dużą butelkę wody i próbuje zredukować suszę w gardle. Bierze mnie wkurw, nic nie działa. Czuję jakbym miała pustynie w buzi. Kopie mocno szafkę, słyszę jakieś dźwięki, które coraz bardziej mnie drażnią. Zaczynam przeszukiwać szafki, licząc, że znajdę jakieś tabletki.
- Co ty tu robisz? – Usłyszałam znajomy głos. – I dlaczego jesteś naga?!
- Ciszej! – Odwracam się i widzę zaspanego Lotmana.
- Możesz mi odpowiedzieć na moje pytanie? – Powiedział głośniej.
- Powiedziałam ciszej! – Jeszcze bardziej się denerwuję. – Nie wiem.
- Nie wiesz jak znalazłaś się w mieszkaniu Fabio?
- Tak, nie wiem. Nic nie pamiętam. – Przetwarzam, przetwarzam. – Jak to w mieszkaniu Fabio?! – Zapomniałam już o kacu.
- To jest dom Fabiana Drzyzgi, ja pomieszkuję u niego. – Otworzyłam oczy z niedowierzenia. – Słyszałem w nocy jakieś jęki, ale nie spodziewałem się tego po tobie…
- Ktoś coś mówił o mnie? – Rozgrywający wszedł do kuchni tak jak go Pan Bóg stworzył. – Umm, w nocy twoje cycki wydawały się mniejsze. – Wskazał palcem na mój biust, zerknęłam na Paula, a on na mnie. Nie wiedziałam co zrobić, tylko jedno pytanie nasuwało mi się na myśl.
- Czy my się przespaliśmy ze sobą? – Zapytałam przerażona.
- Długo i dobrze. – Fabian objął mnie w tali. Próbowałam wyrwać się z uścisku, ale nie dałam rady. – Może kiedyś to powtórzymy? – Zjechał ręką na moje pośladki i zaczął je gładzić. Podobało mi się, nie wiedziałam co zrobić. Przy ścianie zauważyłam flaszkę Wyborowej, wzięłam ją i połknęłam kilka głębszych łyków. Podeszłam chwiejnym krokiem do Fabio i zaczęłam go całować, nie panowałam nad sobą. – To mi się podoba. – Wziął mnie na ręce i zaniósł prawdopodobnie do jego sypialni. Wszędzie widzę zebry, o i jedna żyrafa. Trolololo. – Wiedziałam, że z ciebie fajna laska. - Zaczęłam błądzić językiem po jego wyrzeźbionej klacie. Drzyzga przerzucił mnie na plecy i rozpoczął pieszczenie moich piersi. Bardzo na mnie działał, nie panowałam nad sobą. Usłyszałam dźwięk telefonu, mojego telefonu. – Kotku, nie odbieraj.
- Muszę. – Wstałam i wcisnęłam zieloną słuchawkę. – Halo?
------------------------
- Ale jak to?
----------------------------------------------------------
- Dobrze, już jadę. – Rozłączyłam się.
- Co się stało?
- Marcele zatrzymała policja. – Nagle coś strzeliło mi w głowie. – Ych, Marcela! Kurwa mać! My się w nocy przeruchaliśmy?
- No tak.
- Przecież, ty z nią jesteś. Jak mogłeś?
- Chyba jak ty mogłaś.
- Byłam naćpana, i tak nic nie pamiętam.
- Niech to zostanie między nami i nie będzie problemu.
- Jesteś chujem. – Założyłam moje ubrania i wybiegłam z pokoju. – Paul! – Jestem pijana, nie ma mnie kto zawieść.
- Co tam? – Spytał, był jakiś smutny.
- Marcele zatrzymały psy, pojedziesz ze mną po nią?
- A Fabian nie może?
- Nie słyszałeś? Ja nie byłam w nocy trzeźwa, ani rano. Nie panowałam  nad sobą.
-Dobrze, pojadę z tobą. Daj mi dwie minuty. – Założyłam buty i czekałam na niego zniecierpliwiona. – Chodź. – Wziął kluczyki i wyszliśmy. Nie utrzymywał ze mną kontaktu wzrokowego. Chcieliśmy wejść do windy, ale na podłodze leżała rozwalona Aśka. Mamrotała coś pod nosem.
- Asia! – Krzyknęłam lekko spięta. – Wstawaj!
- Co? - Wybełkotała.
- Idź po Fabiana, weźmie ją do siebie, my nie mamy czasu. – Powiedziałam do Lotmana. Bez słowa poszedł po niego, ten przyszedł i wziął Asie na ręce. Nie wiem jak się zachowywali, nie miałam czasu żeby na to zwrócić uwagę. Wcisnęłam odpowiedni guzik i zjechaliśmy na dół.
- Tutaj. – Lotman wskazał palcem na duży biały amerykański      Mercedes.
- Wow! Piękny. – Wreszcie lekko uśmiechnął się, tak jak ja to lubię. Wsiadłam do pojazdu, wszystko było obite kremową skórą. Z tyłu były wbudowane laptopy i inne bajery. Nie spodziewałam się, że stać go na coś takiego.
- Nie dziw się, auto dostałem od amerykańskiego rządu za osiągnięcia, mnie na coś takiego nie stać. – Tam to jednak pieniądze są.
Coś złapało mnie za serce, żałowałam tego co zrobiłam. Żałowałam tego, że Loti musiał widzieć moje wczorajsze zachowanie i co gorsza słyszeć. Przecież to on działał na mnie, nie Fabian. Popatrzyłam chwile na niego, widziałam jak trzęsą mu się ręce.
- Przepraszam. – Powiedziałam z nieudawaną skruchą.
- Za co niby? – Zdziwił się.
- Za to, że musiałeś to wszystko widzieć. Powiem ci teraz prawdę, wiem, że to nic nie zmienia, ale byłam wtedy naćpana. Nie panowałam nad tym co robię.
- Przecież nie mogę niczego od ciebie wymagać.
- Masz racje, ale coś się między nami jest, wpływasz na mnie w jakiś sposób, pociągasz.

- Gdyby tak było to nie przeleciałabyś mojego przyjaciela.


________________________________________________________________________
Witam! Powracam po długiej przerwie. Rozdział krótki, dlaczego? Każdemu się zdaje, że koniec roku i jest dużo czasu. Niestety nie w moim przypadku, od razu po zakończeniu wyjeżdżam. Czyli pakowanie, zakupy i inne duperele zaprzątają mi główkę. 
Nie mogłam się wziąć za ten rozdział, pisałam go chyba z 2h, a i tak jest krótki. Nie jestem z niego zadowolona, miał wyglądać kompletnie inaczej. Czuję, że właśnie psuje nim całą historie, ale nie chcę Was zaniedbywać. 
Jest to ostatni rozdział do mojego przyjazdu, czyli na 12 lipca postaram się coś nabazgrać.
Zapraszam również instagramask i photoblog.
Pozdrawiam,
Donieek!